Sobota była dla nas ważnym dniem. Rok temu przyszedł na świat nasz syn. Jaś obchodził 16 lutego swoje pierwsze urodziny. Z tej okazji piszę tutaj kilka słów, płynących z serca od matki dla syna.
Jaki był ten rok
Nie ukrywam, że bywało bardzo ciężko. Pamiętam, że pierwsze cztery miesiące były dla mnie bardzo ciężkim okresem. Jaś jako mały dzidziuś był bardzo wymagający. Bywały ciężkie dni i noce. Miewał kolki. Nie lubił chodzić na spacery. Często jadł. Bardzo mało spał w ciągu dnia. Wszystko to – intensywne dnie i często nieprzespane noce – doprowadzały mnie do szału, byłam zła, sfrustrowana, wykończona i wiecznie zmęczona. Podświadomie czułam, że jeśli tak dalej pójdzie to dużo stracę, więc musiałam wziąć się w garść. Teraz, gdy po czasie o tym myślę, podejrzewam że mogła to być jakaś depresja poporodowa.
Dalej bywało ciężko, ale wiedziałam, że muszę stawić temu czoła.
Początek mieliśmy ciężki, ale później było już coraz lepiej.
Dziś, mogę powiedzieć, że to był cudowny rok. Jestem dumna z siebie, jestem dumna z niego i jestem dumna z nas wszystkich, z męża, z Lilki. Nie mam sobie nic do zarzucenia, jako matce. Cieszę się, że mam czas, który mogę poświęcić dzieciom i robię to. Cieszę się, że na maksa wykorzystuję ten czas. Staram się wychowywać dzieci przez pryzmat rodzicielstwa bliskości. Przyznam się, że gdy Lilka była mała, to nie przykładałam do tego aż takiej wagi, wiadomo że niektóre rzeczy były dla mnie naturalnie, np to że bardzo długo spała z nami w łóżku, ale też np nie nosiłam jej w chuście i ogólnie nie nosiłam jej zbyt dużo, czego teraz żałuję.
Ale nie o tym.
Wiem, że w ciągu tego pierwszego roku Jasia, dałam mu wszystko co najlepsze. Od karmienia piersią, poprzez staranną opiekę, noszenie w chuście, spanie razem w łóżku, poczucie bezpieczeństwa, bliskości, zaspokajania potrzeb, a na wspólnej zabawie, czytaniu bajek, opowiadaniu, odkrywaniu świata i jeszcze wielu czynnościach skończywszy.
Co dziś czuję
Czuję wzruszenie, jak chyba każda matka. Dziś często wracałam myślami do dnia porodu. Mimo, że nie było to nic fajnego, lubię wracać do tych chwil. Sama nie wiem dlaczego.
Czuję radość i spełnienie. Moje dzieci są dla mnie wszystkich.
Czuję satysfakcję. Widzę, że czas im poświęcony to nie jest czas zmarnowany (zresztą nigdy nie powiedziałabym, że czas z dziećmi może być zmarnowany, bo to nie może tak być) ale mam na myśli to, że czas, praca, którą wkładam w wychowanie dzieci owocuje. Widzę, jak codziennie uczą się czegoś nowego.
Jaki jest J.
Jaś od pierwszych swoich dni jest bardzo żywym i aktywnym dzieckiem. Im starszy, tym ta aktywność się nasila. Żartobliwie mówimy, że to taki nasz mały „szogun”. Serio, z nim nie jest wcale lekko, on wszędzie wejdzie, ale cieszę się z tego, że właśnie taki jest. Dla niego nie istnieją zasady i reguły, wiem że jeszcze mały, ale mimo to można mu straży mówić że nie wolno, można go sto razy ściągać z ławy, bo mamy tak niską, że potrafi na nią wejść, to nic nie da i tak będzie to robić.
Jaś jest małym rozrabiaką, ale to chyba wszyscy chłopcy tak mają. Na pewno, nie można powiedzieć o nim „spokojne dziecko”.
Jaś bardzo szybko rozwinął się ruchowo. Gdy mal 5.5 miesiaca zacząć siedzieć. Gdy miał 6 potrafił już raczkować. W wieku 8 miesięcy chodził trzymając się mebli i zaczynał stać bez podparcia. A gdy skończył 10 miesięcy zaczął samodzielnie chodzić. Teraz w wieku 12 miesięcy chodzi bardzo szybko, prawie biega. Próbuje podskakiwać, ale jeszcze nie ogarnął, że to trzeba oderwać się od ziemi.
Jaś potrafi tańczyć i bardzo to lubi, kręci się w kółko i buja na boki. Lubi też bawić się w berka (o ile można to tak nazwać bawiąc się z takim małym dzieckiem), w każdym razie lubi gdy się go goni. Lubi robić „a kuku”
Najbardziej lubi bawić się autkami i piłeczkami. Lubi oglądać książeczki, ma kilka swoich faworytów.